czwartek, 12 stycznia 2017

BAJ Team for heroes
czyli
startujemy

Stało się! Coś, co nieśmiało pojawiało się w mailach i rozmowach, nabrało realnego kształtu. Mamy własny, co prawda nieformalny, Team. Powstał dzięki marzeniu, wsparciu wielu przychylnych temu co staram się robić osób, cierpliwości rodziny i szukaniu sensu w codziennych małych sprawach. Dwa maile z Włoch i Czech otrzymane w pierwszym noworocznym tygodniu przypieczętowały oficjalne powołanie Teamu. Z dnia na dzień zmienił się nasz plan na zimowy sezon narciarstwa biegowego. Z mglistego planu na przyszłość wszystko zaczęło się dziać tu i teraz. Ale od początku.

Nazywam się Bartosz Bierowiec i jestem niewidomy. Przynajmniej tak twierdzą lekarze, bo według mnie bardziej trafne jest określenie niedowidzący. Ale procenty i liczby nie kłamią. Maksymalnie 5%pola widzenia i w miarę wyraźny świat z max 30 centymetrów mogą wystarczyć na więcej niż się każdemu wydaje. Moja historia to historia drogi przez różne przeciwności. Szkoła sportowa ustąpiła miejsca górom i alpinizmowi  traktowanymi bardzo poważnie. Zacząłem jak na tamte czasy bardzo wcześnie i zanim mogłem pochwalić się jakimiś dużymi osiągnięciami przyszły problemy ze zdrowiem. Choroba nerwów wzrokowych przekreśliła szanse na wspinaczkowy wyczyn, później okazało się że nie tylko wspinaczkowy. Zamiast Rozwijać się w sportach związanych z górami traciłem po kolei szanse na alpinizm, lotniarstwo i inne dziedziny rodzących się w naszym kraju sportów ekstremalnych. Przerzuciłem swoje zainteresowania na żagle, narty i rower, co okazało się potem wręcz zbawienne dla mojej rehabilitacji po neurochirurgicznych czarach. Zawsze starałem się być aktywny. Niestety nie mogłem studiować na AWFie bo przekraczało to wyobraźnię decydujących o rekrutacji osób.  Więc zakotwiczyłem na geografii a sportowo realizowałem się na żaglach. Zbierałem doświadczenie instruktorskie i regatowe.  No i założyłem rodzinę. Dzieci, praca, po prostu życie. Ale z czasem i z wiekiem dzieci powoli wracało sportowe zacięcie. I pojawiły się ponownie nary biegowe. A opowieści dziadka Tadka o dużych biegach w których startował rozbudzały wyobraźnię nie tylko dzieci. I tal z 8 letnim Jerzykiem stanęliśmy na starcie pięciokilometrowego Biegu Podhalańskiego. No i złapaliśmy wirusa który nie ma zamiaru odpuścić. A atmosfera Biegu Piastów skłoniła nas do podejmowania kolejnych wyzwań. To właśnie współuczestnicy jakuszyckich biegów byli dla mnie motorem do dalszych działań. Ile razy na trasach słyszeliśmy motywujące pozdrowienia płynące do mnie i Jerza od wszystkich. Zarówno od amatorów, jak też od zawodowców mijających nas na trasie jak TGV. I dlatego chcemy jeździć na biegi, a Bieg Piastów to dla nas szczególna impreza.

Tez sezon miał być intensywniejszy, ambitniejszy i w ogóle. Rok po kolejnej operacji przyszedł czas na sprawdzenie ile jeszcze mogę. Skoro moja sytuacja zawodowa znalazła się w nieciekawym punkcie, próbuję działać na rzecz tych, którzy nie wierzą w możliwość normalnego życia mimo własnych ograniczeń. Spotykani ludzie utwierdzili mnie w przekonaniu, że mój przykład może pomóc innym. Spotkałem Ludzi, takich jak Agata czy Ilya, którzy podjęli się przygotować mnie fizycznie do zimowego sezonu. Spotkałem też takich którzy wprowadzili mnie w świat organizacji pozarządowych i działalności społecznej. I chciałbym robić więcej.

Otwierając skrzynkę odbiorczą w środku noworocznego tygodnia nie spodziewałem się , że wszystko potoczy się tak szybko. Dyrektor Generalna Marcialongi przesyła zaproszenie do udziału w tym prestiżowym biegu. Dyrektor Jizerskiej 50 zaprasza nas do startu. Tak naprawdę nie można odmówić. A więc stało się  - mogę startować w najbardziej renomowanych i poważanych biegach Worlloppet.
Wypełniając kartę zgłoszenia na 44 edycję Marcialongi zatrzymałem się na polu „Team”.Po chwili namysłu wpisałem tam nazwę , która już od jakiegoś czasu chodziła mi po głowie:
BAJ Team for heroes

Poszło w świat…