BAJ Team for heroes
czyli
startujemy
Stało się! Coś, co nieśmiało pojawiało się w mailach i
rozmowach, nabrało realnego kształtu. Mamy własny, co prawda nieformalny, Team.
Powstał dzięki marzeniu, wsparciu wielu przychylnych temu co staram się robić
osób, cierpliwości rodziny i szukaniu sensu w codziennych małych sprawach. Dwa
maile z Włoch i Czech otrzymane w pierwszym noworocznym tygodniu
przypieczętowały oficjalne powołanie Teamu. Z dnia na dzień zmienił się nasz
plan na zimowy sezon narciarstwa biegowego. Z mglistego planu na przyszłość
wszystko zaczęło się dziać tu i teraz. Ale od początku.
Nazywam się Bartosz Bierowiec i jestem niewidomy.
Przynajmniej tak twierdzą lekarze, bo według mnie bardziej trafne jest
określenie niedowidzący. Ale procenty i liczby nie kłamią. Maksymalnie 5%pola
widzenia i w miarę wyraźny świat z max 30 centymetrów mogą wystarczyć na więcej
niż się każdemu wydaje. Moja historia to historia drogi przez różne
przeciwności. Szkoła sportowa ustąpiła miejsca górom i alpinizmowi traktowanymi bardzo poważnie. Zacząłem jak na
tamte czasy bardzo wcześnie i zanim mogłem pochwalić się jakimiś dużymi
osiągnięciami przyszły problemy ze zdrowiem. Choroba nerwów wzrokowych przekreśliła
szanse na wspinaczkowy wyczyn, później okazało się że nie tylko wspinaczkowy.
Zamiast Rozwijać się w sportach związanych z górami traciłem po kolei szanse na
alpinizm, lotniarstwo i inne dziedziny rodzących się w naszym kraju sportów
ekstremalnych. Przerzuciłem swoje zainteresowania na żagle, narty i rower, co
okazało się potem wręcz zbawienne dla mojej rehabilitacji po neurochirurgicznych
czarach. Zawsze starałem się być aktywny. Niestety nie mogłem studiować na AWFie
bo przekraczało to wyobraźnię decydujących o rekrutacji osób. Więc zakotwiczyłem na geografii a sportowo
realizowałem się na żaglach. Zbierałem doświadczenie instruktorskie i regatowe.
No i założyłem rodzinę. Dzieci, praca,
po prostu życie. Ale z czasem i z wiekiem dzieci powoli wracało sportowe
zacięcie. I pojawiły się ponownie nary biegowe. A opowieści dziadka Tadka o
dużych biegach w których startował rozbudzały wyobraźnię nie tylko dzieci. I
tal z 8 letnim Jerzykiem stanęliśmy na starcie pięciokilometrowego Biegu
Podhalańskiego. No i złapaliśmy wirusa który nie ma zamiaru odpuścić. A
atmosfera Biegu Piastów skłoniła nas do podejmowania kolejnych wyzwań. To
właśnie współuczestnicy jakuszyckich biegów byli dla mnie motorem do dalszych
działań. Ile razy na trasach słyszeliśmy motywujące pozdrowienia płynące do
mnie i Jerza od wszystkich. Zarówno od amatorów, jak też od zawodowców
mijających nas na trasie jak TGV. I dlatego chcemy jeździć na biegi, a Bieg
Piastów to dla nas szczególna impreza.
Tez sezon miał być intensywniejszy, ambitniejszy i w ogóle. Rok
po kolejnej operacji przyszedł czas na sprawdzenie ile jeszcze mogę. Skoro moja
sytuacja zawodowa znalazła się w nieciekawym punkcie, próbuję działać na rzecz
tych, którzy nie wierzą w możliwość normalnego życia mimo własnych ograniczeń.
Spotykani ludzie utwierdzili mnie w przekonaniu, że mój przykład może pomóc
innym. Spotkałem Ludzi, takich jak Agata czy Ilya, którzy podjęli się
przygotować mnie fizycznie do zimowego sezonu. Spotkałem też takich którzy
wprowadzili mnie w świat organizacji pozarządowych i działalności społecznej. I
chciałbym robić więcej.
Otwierając skrzynkę odbiorczą w środku noworocznego tygodnia
nie spodziewałem się , że wszystko potoczy się tak szybko. Dyrektor Generalna
Marcialongi przesyła zaproszenie do udziału w tym prestiżowym biegu. Dyrektor
Jizerskiej 50 zaprasza nas do startu. Tak naprawdę nie można odmówić. A więc
stało się - mogę startować w najbardziej
renomowanych i poważanych biegach Worlloppet.
Wypełniając kartę zgłoszenia na 44 edycję Marcialongi
zatrzymałem się na polu „Team”.Po chwili namysłu wpisałem tam nazwę , która już
od jakiegoś czasu chodziła mi po głowie:
BAJ Team for
heroes
Poszło w świat…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz