czwartek, 23 listopada 2017

40 Bieg Piastów

Tam gdzie gości zima
Czyli relacja bardzo osobista z 40 Jubileuszowego Biegu Piastów
Jakuszyce 2016



Wyzwanie pierwsze
Mistrzostwa Polski Niewidomych i Słabowidzących w Narciarstwie Biegowym

               Plany były zupełnie inne. O mistrzostwach dowiedziałem się z krótkiej notki na Fb kilka dni przed zawodami. Szybka konsultacja z rodziną, decyzja, wyjazd. Dopiero w pociągu jest trochę czasu na przemyślenia. Ten sezon narciarski należy do tych bardzo nieciekawych. Śniegu w Małopolsce raczej brak. Przygotowania do Biegu Piastów rozpocząłem dopiero po Bożym Narodzeniu. Na nartach przejechaliśmy dotychczas kilkadziesiąt km. Sprzęt otrzymany od Rossignola nie do końca przetestowany. A w dodatku jestem zdany na siebie – muszę poradzić sobie bez przewodnika.  Ale do odważnych świat należy…
               Do pensjonatu docieram późnym wieczorem. Zakwaterowanie, odprawa i już wiem jak będą wyglądać najbliższe trzy dni.

               26 luty 2016 Trening i zapoznanie z trasami



               Nowoczesny EuroSpider kolei czeskich wywozi nas do innego świata. Na Polanie Jakuszyckiej króluje zima. Smaruję narty i robię krótkie testy. Na dziś wybieram microfokę R-Skin. Podbieg na Samolot utwierdza mnie w tym wyborze. Z każdym kilometrem czuję się coraz pewniej. Cicha Równia, Samolot, Czekoladka, Orle wokół Kozińca i wreszcie po 2 i pół godzinie znowu Polana.
Z planowanych kilku kilometrów zrobiło się ok 20. Dał o sobie znać głód dobrych warunków. Czuję się mocny. Jutro spróbuję powalczyć. A teraz na dół do Szklarskiej Poręby. Obiad, odpoczynek, odnowa, smarowanie, rozmowy o warunkach na trasach i na inne lżejsze tematy. Ot przedstartowy wieczór…



27 luty 2016 - 1 dzień Mistrzostw 10km stylem klasycznym w ramach Rodzinnej Dziesiątki – biegu inaugurującego Festiwal Narciarstwa Biegowego



Na starcie kilkudziesięciu uczestników Mistrzostw (plus przewodnicy). Za nami ponad trzystu uczestników Rodzinnej Dziesiątki. Dla bezpieczeństwa wszystkie starty niepełnosprawnych na Festiwalu zaplanowano 10min przed startem elity. Będzie troszkę luźniej na starcie ale trzeba bardzo uważać. Złamany kijek praktycznie eliminuje z biegu…
Przyjazna atmosfera maskuje lekkie zdenerwowanie. Mam nadzieję, że sobie poradzę. W świeżych nierozjeżdżonych torach powinno być OK. Wybrałem narty  z microłuską R-Grip ze względu na profil trasy. Ma być szybko na równym i z górki, pod górę jakoś będzie…
I wreszcie start. Narty jadą, staram się trzymać w pierwszej grupie. Na podbiegu lekki kryzys, ale nie tracę kontaktu z czołówką. „Jest dobrze” myślę i zapieram się mocniej kijami. Mijam Rozdroże pod Cichą Równią gdy doganiają mnie „ściganci”. Fatalne miejsce, bardzo szybki i kręty zjazd na Jelenie Łąki. Jadę skoncentrowany na wyczuciu trasy. Potrącony czy też zaczepiony delikatnie przez wyprzedzającego mnie biegacza wypadam z torów. Ratując się wyjeżdżam z trasy i upadam w śnieg. Uderzam o coś plecami. Gdy wracam na trasę, coś jest nie tak. Bolące plecy utrudniają odbicie, ból promieniuje do prawej nogi. Zaciskam zęby, rozciągam mięśnie i powoli gramolę się pod górkę właściwie na jednej nodze… Na równym jest lepiej. Jadę bezkrokiem, od czasu do czasu jednokrokiem z lewej. Meta coraz bliżej. Na szczęście już tylko małe podbiegi i finisz na Polanie. Czas ok godziny to w obecnej sytuacji sukces. Medal, dekoracje, wszystko przesłonięte dokuczliwym bólem. Byle do pensjonatu, spróbuję się rozciągnąć , wygrzać. Jutro przecież kolejny start…



Po konsultacjach z Agatą ( opiekująca się mną fizjoterapeutką – gabinet KORE Kraków) spędzam popołudnie na doprowadzeniu się do porządku. Ból ustaje bez leków, jestem dobrej myśli. Zmieniam narty startowe na te używane na treningu (R-Skin-y), będzie łatwiej pod górę. Jeszcze odprawa, pogaduchy i spać .

28 luty 2016 - 2 dzień Mistrzostw, 15km stylem klasycznym, kolejny dzień Festiwalu



Mobilizujemy się wszyscy przed startem. Dziś na starcie trochę mniej uczestników ( nasza grupa w tym samym składzie) bo około dwustu. Pogoda sprzyja, to dobrze, dzisiejsza trasa nie dość że dłuższa to jeszcze dużo trudniejsza od wczorajszej. Mocno techniczna: długie podbiegi, kręte i szybkie zjazdy. Trzeba się maksymalnie skoncentrować.
Startujemy. Pierwsze kroki i duża ulga. Plecy pobolewają, ale można jechać mocno. To dobrze rokuje. Do pierwszego stromego podbiegu na tzw. Buczkach dogania mnie cały peleton. Wszyscy podbiegają jodełką – nikt nie obiecywał że będzie łatwo. Na podbiegu pod Samolot kawalkada jest już mocno rozciągnięta i porwana. Jadę spokojnie – w końcu to 15km. Narta trzyma, a i do jazdy nie mam zastrzeżeń. Nie eksploatuję się na maksimum, trochę obawiam się o bolące plecy. Ale kilometry uciekają i nadal jest przyzwoicie. Na stromszych podbiegach trochę mocniej boli, ale jest OK. Jeszcze tylko zjazd Górnym Duktem i już tylko kilometr do mety. Wstąpiły we mnie nowe siły. Szybciej, szybciej, jeszcze wyprzedzę kilka osób. Na Polanie pasjonujący finisz z dwoma innymi uczestnikami rozstrzygam na swoją korzyść. Meta, medal, gratulacje i podziękowania za sportową walkę. Jeszcze tylko pożegnania z tymi którzy już do domu, jeszcze umawiamy się na spotkanie na głównych dystansach Biegu Piastów. Miłe zakończenie pięknej imprezy. Było fantastycznie…



Wyzwanie drugie
40 Jubileuszowy Bieg Piastów
25 km stylem klasycznym – bieg Worldloppet Short

Po trzech dniach w Krakowie znowu wracam do Szklarskiej Poręby. Tym razem mam wsparcie. Jerzyk ma 11 lat i kolejny sezon łączy bieganie na nartkach z robieniem za moje oczy na biegowych trasach. Jest świetny, w pełni mu ufam, razem jest zdecydowanie łatwiej. Tylko kolejarzom jakoś trudno pojąć, ze jest pełnoprawnym przewodnikiem niewidomego. J

3 marca 2016 Trening



I znowu EuroSpider wywozi nas do innego świata. Jerzyk jest zachwycony – zarówno nowoczesnym pociągiem jak i wspaniałą zimą. W Jakuszycach ostatnie trzy dni sypało. Warunki rewelacyjne, więc testujemy narty i szybki wybór. „Startowe”(Jerzowe bezłuskowe Delty i moje „ciepłe” R-Gripy) zanosimy do smarowania, odbierzemy jutro przed startem. Będzie drogo, ale warto. Narty muszą się spisywać bez zarzutu. Mają pomagać, a nie przeszkadzać. Zwłaszcza te Jerzowe…

Po świeżym śniegu wybiegamy na Samolot. Omawiamy dalsze plany, może uda się załapać na szarlotkę na Orlu. Jedziemy przez Czekoladkę, Jerzyk jeszcze tam nie był. Potem zjazd i już jesteśmy w schronisku. Niestety szarlotka wyszła – tłumy przy okazji Biegu Piastów przetaczają się po trasach. Polacy biegają na nartach, ot co. Niepocieszeni wracamy na Polanę. Ledwo zdążamy na pociąg na dole. Trzeba odpocząć i przygotować się na jutro. …


4 marca 2016 Start       



Stoimy w pierwszym rzędzie. Piękna pogoda, tłumy kibiców, to wszystko potęguje napięcie. Za nami blisko 2 tysiące uczestników biegu. Przed nami 25 kilometrów trasy. Jak będzie? Czy bolące plecy wytrzymają? Czy Jerzyk da radę? To w końcu jego pierwszy bieg tej rangi i pierwszy na takim dystansie. Tato – mówi – boję się, żeby się nie przewrócić na prostej startowej. Tu jest tyle ludzi… Przytulam go, witamy się z pozostałymi uczestnikami, wpinamy narty. Jesteśmy gotowi…
Spiker odlicza 3..2..1 START!!! Mocne odepchnięcia kijów i zaczęło się. Jerzyk ustawia mnie w torach – jazda za nim to przyjemność. Nawracamy przy biało-czerwonej wieży i ponownie przejeżdżamy przez całą długość Polany Jakuszyckiej. Kibice głośno dopingują, sektory startowe nas pozdrawiają – atmosfera nie do opisania. Jerzyk prawie frunie na nartach w tym tumulcie. A narty jadą wyśmienicie, jedziemy bezkrokiem w całkiem dobrym tempie. Super…
Polana zostaje daleko za nami. Jazda bezkrokiem w zmrożonych torach to duża frajda. Gdzieś po trzecim kilometrze dochodzi nas Elita. Dziś jest bezpiecznie, słyszymy pozdrowienia. Wyczynowcy dopingują Jerza. Narty niosą, na zjazdach trzeba uważać, Jerzyk prowadzi świetnie. 10 kilometrów mija jak z bicza. Teraz będzie trudniej. Podbiegi i wywijasy przy schronisku na Orlu. Dla mnie koszmarki, ale daję radę. Stajemy na moment przy punkcie żywieniowym. Czekolada, owoce i herbata poprawiają nastrój. Ruszamy dalej – niestety śnieg robi się mokry i zaczyna trochę kleić się do nart. Kilka kroków w torach załatwia sprawę. Jeszcze kilka krętych zjazdów w lesie i zacznie się najdłuższy podbieg. Na jednym z zakrętów za późno słyszę „nie ma torów” i ląduję w miękkim śniegu przy trasie. Natychmiast zatrzymuje się kilka osób oferując pomoc. Bardzo to miłe, że nie gnają i upewniają się czy wszystko w porządku. Gramolę się na trasę, otrzepuje i ruszamy dalej. Na podbiegu Jerzyk trochę słabnie, ale żelki załatwiają sprawę. Niestety mówi, że zaczyna go obcierać but. Dasz radę? Dam, przecież już niedaleko – mocniej zapiera się kijami i jedzie w kierunku mety. Szybki zjazd na Polanę i już niecały kilometr do mety. Jeszcze tylko pętla wokół strzelnicy i wreszcie finiszujemy. Zwalniam , żeby wjechać na metę razem. Mijamy kreskę jednocześnie. Dostajemy medale. Jerzyk jest bardzo zmęczony, ale widać że zadowolony. Podchodzą do nas inni uczestnicy, gratulują, chwalą go na każdym kroku. Spisał się świetnie, doskonale wywiązał się ze swojej roli Jestem dumny – skończyliśmy razem ten bieg.






Wyzwanie trzecie
40 Jubileuszowy Bieg Piastów
54 km stylem klasycznym – Bieg Główny
5 marca 2016



Wysiadam z autobusu. Jest ósma lekki mróz. Na Polanie już gęsto – do startu niecała godzina. Przebieralnia, depozyt, ostatnie poprawki smarowania. Czas ucieka, sektory startowe już otwarte. Trzeba się rozgrzać i iść na swoje miejsce. W wejściu do sektora sprawdzenie numeru i już jestem. Narty już w torze, a wokół pojawiają się znajomi. Dziś będzie nas trochę więcej w pierwszej linii. Staszek Spólnik z Krakowa i Adam Andrzej Fijałkowski to doborowe towarzystwo. Żałuję, że dziś jestem sam – Jerzyk jeszcze musi dorosnąć do takich dystansów. Jeszcze kilka lat i staniemy na starcie razem. A dziś muszę sobie jakoś poradzić. Na pewno nie będzie łatwo.

Na linii startu zdziwiona pani delegat techniczny FIS nie bardzo może zrozumieć jakim cudem biegnę bez przewodnika. Krótka dyskusja ze wsparciem organizatorów i sprawę udaje się wyjaśnić. Przynajmniej wszyscy mają taką nadzieję.

Wszyscy czekamy na sygnał startu. Za nami w sektorze Elita uczestnicy FIS Wordloppet CUP pozdrawiają nas – pewnie dojdą nas na pierwszych kilometrach. Jeszcze wszyscy się mobilizujemy i już … Startujemy. Wśród dopingu kibiców wyjeżdżam z Polany na czele. Przynajmniej potem mogę mówić, że przez chwilę prowadziłem. Na podbiegu zwalniam. W końcu przede mną jeszcze 50km. Na razie wszystko gra. Po wczorajszym biegu organizm wrócił do normy. Przynajmniej takie sprawia wrażenie. Kilometry uciekają, po sześciu znowu Polana, kibice i pierwsze dożywianie. Na punkcie sam Pan Julian podaje herbatę. Naprawdę budujące i mobilizujące. Pokrzepiony jadę dalej. Do podbiegów przed Orlem wszystko jest OK. I nagle prawie powala mnie ból pleców. Co jest grane – myślę. (Po powrocie do Krakowa wizyta u specjalisty ujawni złamaną kość krzyżową (skutek upadku z pierwszego dnia Mistrzostw Polski NiS)). Jakoś doczłapuję na zjazdy nad schroniskiem Orle. Powolutku i ostrożnie pokonuję eski i zatrzymuję się przy kolejnym bufecie. Tak jak i wcześniej na trasie mnóstwo osób pyta o Jerzyka i mobilizuje mnie do dalszej jazdy. Podjadam, piję, rozciągam się mając nadzieję ze ból przejdzie. Po jakimś kwadransie mam wrażenie, że jest lepiej. Ruszam ostrożnie. Tempo wyraźnie spadło, ale jadę do przodu. Mijam ostrożnie zjazdy na których wczoraj wyjechałem z trasy. Teraz podbieg. Powoli ale skutecznie pochłaniam kolejne kilometry. Czekoladka, piękny zjazd spod Samolotu, podjazd z powrotem na Samolot. Zrobiło się ciepło, a na bufecie na Samolocie nie ma nic do picia. Skończyło się, a jeszcze nie dowieźli tłumaczą się wolontariusze. Ratują nas własnymi sokami wyciągniętymi z plecaków, sytuacje poprawiają mandarynki. No cóż, następny punkt żywieniowy może będzie miał coś do picia. Bolące plecy pozwalają utrzymać umiarkowane tempo. Cieszę się z dobrze wybranych i przygotowanych nart Rossignola. Microłuska R-Grip w „ciepłej” wersji spisuje się w topniejących, mokrych torach doskonale. To bardzo pomaga pokonywać kolejne kilometry. Wjeżdżam na słabo znaną mi część trasy. Podbieg na Kopalnię przejeżdżam w towarzystwie miłego pana, który dodatkowo mnie mobilizuje. Na górze bufet i pora na ostatnie tego dnia wyzwania. Najpierw zjazdy w kierunki Białej Doliny pokonywane za innymi biegaczami. Potem podbieg do Dolnego Duktu – jakoś idzie. Na Dukcie wskakuję w skrajny prawy tor i mocnymi odepchnięciami sunę w kierunku Polany. O dziwo moje narty jadą żwawo, podczas gdy inni pokonują ten odcinek mocno pracując z odbicia. Wpadam na Polanę i czuję rozczarowanie – czeka mnie jeszcze prawie kilometr trasy Adama. Zaciskam zęby i pokonuję kolejne metry. Odgłosy z mety dodają energii. Mijam ostatni zakręt, jeszcze tylko 100, 50, 10 metrów. I jeeest !!! Udało się!!! Jestem na Mecie ! A więc nie ma rzeczy niemożliwych…


Post Factum

A więc jednak się udało. Chociaż większość pukała się w głowy słuchając moich planów to jednak udało się je zrealizować. 7 dni, 4 starty ponad 100 przejechanych kilometrów startowych. Większość bez wsparcia przewodnika. To mój wielki osobisty sukces. Ale też olbrzymi sukces mojego syna Jerzego. Rozpiera mnie duma z jego powodu. Jest wielki!
Gdy opadły emocje czas na podsumowania i nowe plany. Jeżeli zdrowie pozwoli spróbujemy w przyszłym sezonie przynajmniej powtórzyć tegoroczne wyczyny. A może, jeżeli uda się zarazić naszym entuzjazmem innych, uda się zrealizować nowe większe wyzwania..

Pragnę tu podziękować wszystkim, którzy pomogli w realizacji tegorocznych, wielkich bądź co bądź, wyzwań. I tak :
Panu Pawłowi Minakowskiemu i marce ROSSIGNOL za przekazanie sprzętu na którym mogliśmy trenować i startować. Sprzęt jest rewelacyjny, spisywał się doskonale. Brakowało mi jedynie nart z microłuską R-Grip dla Jerza i microłuski „zimnej” w moim przypadku. Ale to raczej wnioski testowe…
Agacie Mazurek z krakowskiego gabinetu KORE za opiekę fizjoterapeutyczną i nieocenione rady dotyczące przygotowania fizycznego i odnowy.
I przede wszystkim Kochanej Żonie za cierpliwość i nieustające wsparcie. Bez Ciebie nic by z tego nie było....
Bartosz Bierowiec



foto
archiwum autora
Bieg Piastów
datasport

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz